Jeszcze dekadę temu hasło „energia jądrowa w Polsce” brzmiało trochę jak żart, trochę jak marzenie ściętej głowy. Po latach analiz, strategii i politycznych deklaracji nie zbudowaliśmy ani jednego reaktora. Aż tu nagle… mały atom zaczyna budzić duże emocje.

Mowa oczywiście o SMR-ach – czyli małych reaktorach modułowych. Mają być tańsze, szybsze w budowie, bezpieczniejsze i… po prostu bardziej realne niż klasyczne elektrownie jądrowe. Coraz więcej firm – także w Polsce – deklaruje, że chce wejść w ten temat z przytupem. Ale czy SMR to tylko modne hasło, czy realna przyszłość polskiej energetyki?

Czym są SMR-y i co je odróżnia od „dużego atomu”?

SMR (Small Modular Reactor) to – w uproszczeniu – „atom w wersji kompakt”. Klasyczna elektrownia jądrowa to ogromna inwestycja budowana latami, o mocy rzędu 1000–1600 MW. SMR-y to znacznie mniejsze jednostki – zwykle w zakresie od 50 do 300 MW – które można produkować seryjnie w fabrykach i montować w terenie niczym większe urządzenia przemysłowe.

Co to daje? Przede wszystkim skrócenie czasu realizacji – z nawet 15 lat do 4–6 lat od decyzji inwestycyjnej. Do tego niższe koszty wejścia (choć nadal liczone w miliardach złotych) i większa elastyczność zastosowania – reaktor może zasilać nie tylko sieć elektroenergetyczną, ale też przemysł ciężki czy lokalne ciepłownie.

Co ważne – nowoczesne SMR-y projektowane są tak, by pasywnie się chłodziły, nawet bez zasilania zewnętrznego. To odpowiedź na lęki społeczne związane z awariami – w teorii, nawet w razie problemów, taki reaktor „sam się wyłączy”.

To nie jest jednak czysta fantastyka naukowa. Technologia już istnieje i przechodzi ostatnie testy. GE Hitachi, NuScale, Rolls-Royce, koreański KHNP – wszyscy ścigają się o to, kto pierwszy dostarczy działające SMR-y na rynek.

Polska w atomowej grze – kto, gdzie, kiedy?

Polska nie chce zostać w tyle. I to nie tylko w kontekście wielkiego programu rządowego budowy klasycznych elektrowni jądrowych (ten wciąż toczy się powoli). Równolegle rozwija się zupełnie inna ścieżka – SMR-y budowane przez prywatnych lub państwowo-prywatnych graczy.

Najgłośniejszym projektem jest Orlen Synthos Green Energy (OSGE) – spółka powołana przez PKN Orlen i Synthos Green Energy, należące do najbogatszego Polaka, Michała Sołowowa. OSGE planuje budowę nawet 79 małych reaktorów BWRX-300, opartych o technologię GE Hitachi. Pierwszy SMR ma stanąć do 2029 roku. Brane pod uwagę lokalizacje to m.in. Stawy Monowskie, Ostrołęka, Włocławek czy Tarnobrzeg.

Z kolei KGHM, największy producent miedzi w Europie, podpisał umowę z amerykańskim NuScale Power. Plan? Zasilanie zakładów przemysłowych energią z własnego SMR-a. Dzięki temu firma mogłaby zyskać niezależność energetyczną i uniezależnić się od wahań cen prądu na rynku.

Do gry powoli wchodzą też inne firmy. Mówi się o potencjalnych projektach ZE PAK czy nawet prywatnych podmiotów przemysłowych z sektora chemicznego czy hutniczego.

W teorii – Polska mogłaby stać się jednym z liderów SMR-ów w Europie. W praktyce – dużo zależy od regulacji, finansowania i… społecznej akceptacji.

Dlaczego SMR-y mogą być dla Polski gamechangerem?

Przede wszystkim – Polska pilnie potrzebuje stabilnych źródeł energii. Z jednej strony dekarbonizacja zmusza nas do stopniowego odchodzenia od węgla. Z drugiej – odnawialne źródła energii (OZE) są niestabilne i wymagają wsparcia w postaci energii „bazowej”.

I tu wchodzą SMR-y – całe na biało.

Dzięki swojej modułowej budowie mogą powstawać tam, gdzie są naprawdę potrzebne – np. przy zakładach przemysłowych, elektrociepłowniach czy dużych aglomeracjach. Dodatkowo, działają niezależnie od warunków atmosferycznych, nie wymagają gigantycznych powierzchni jak fotowoltaika i nie mają ograniczeń terenowych jak wiatraki.

SMR może też pomóc w transformacji ciepłownictwa. W Polsce działa ok. 400 przestarzałych elektrociepłowni, które w perspektywie dekady będą musiały zrezygnować z węgla. SMR-y mogłyby w wielu przypadkach je zastąpić – bez konieczności budowania nowych sieci przesyłowych.

Ale nie wszystko złoto, co atomowe

Choć SMR-y mają sporo plusów, nie brakuje też wątpliwości. Po pierwsze – koszty. Choć jednostkowo są tańsze od dużych reaktorów, to nadal mówimy o kwotach rzędu 1–2 miliardów złotych za jeden blok. A to tylko koszty budowy – dochodzą jeszcze wydatki na eksploatację, zabezpieczenia, odpady jądrowe i personel.

Po drugie – prawo i regulacje. Polska nie ma jeszcze gotowego systemu licencjonowania SMR-ów. Obecne procedury są tworzone z myślą o dużych reaktorach i mogą się okazać zbyt sztywne dla nowej technologii. Jeśli Urząd Dozoru Technicznego i Państwowa Agencja Atomistyki nie przyspieszą działania – projekty utkną w papierologii.

Po trzecie – opór społeczny. Choć SMR-y mają opinię bezpieczniejszych, dla przeciętnego mieszkańca reaktor to reaktor. Potrzeba będzie sporo edukacji, by przekonać lokalne społeczności do obecności małego atomu „za płotem”.

Co dalej? SMR w polskim miksie energetycznym

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to pierwsze SMR-y w Polsce powinny ruszyć w okolicach 2029–2030 roku. Do 2040 możemy mieć kilkanaście, a może i kilkadziesiąt takich jednostek.

W praktyce mogą pełnić kilka ról:

  • źródło energii dla przemysłu (np. KGHM, Orlen),
  • element transformacji ciepłownictwa w miastach,
  • wsparcie systemu elektroenergetycznego w stabilizacji napięcia,
  • uzupełnienie OZE w hybrydowych modelach energetycznych.

Niektórzy analitycy twierdzą nawet, że Polska mogłaby stać się eksportowym hubem SMR-owym dla regionu – dostarczając know-how, komponenty i serwis dla krajów Europy Środkowo-Wschodniej.

Ale to już ambitna wizja. Na razie potrzebujemy pierwszego sukcesu – choćby jednego działającego SMR-a, który pokaże, że da się to zrobić szybko, sprawnie i bez protestów.

Podsumowanie: SMR-y – atom dla niecierpliwych?

SMR to technologia z ogromnym potencjałem, ale też z wieloma znakami zapytania. Z jednej strony – realna szansa na energetyczny skok jakościowy. Z drugiej – poważne wyzwanie technologiczne, organizacyjne i komunikacyjne.

Dla Polski to może być jeden z najważniejszych testów transformacji energetycznej. Jeśli się uda – zbudujemy przewagę technologiczną i niezależność energetyczną. Jeśli nie – SMR-y dołączą do grona „projektów przyszłości”, które nigdy nie opuściły PowerPointa.

Atom już raz przespaliśmy. Może tym razem zdążymy przed końcem prezentacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

POPULARNE