Jeszcze kilka lat temu rynek IT przypominał sceny z Dzikiego Zachodu – dolary leciały z nieba, inwestorzy szastali gotówką, a software house’y pęczniały od zapytań ofertowych. Wystarczyło umieć stawiać komponenty w Reactcie i już można było przebierać w zleceniach. Dziś? Raczej survival, nie fiesta. Powiedzmy to wprost: eldorado się kończy. A może już się skończyło, tylko jeszcze nie wszyscy się zorientowali.

Drogi pieniądz nie lubi ryzyka

Era zerowych stóp procentowych już się skończyła. A razem z nią – darmowy pieniądz dla startupów i funduszy VC. Dziś inwestor dwa razy się zastanowi, zanim włoży kasę w obiecujący, ale kompletnie nierentowny SaaS do zarządzania karmieniem kaktusów. Ryzykowne pomysły muszą szukać finansowania gdzie indziej – a często po prostu go nie znajdują.

Mniej kasy → mniej rund → mniej zleceń na development. A że większość software house’ów jechała na projektach dla startupów… to teraz jadą na rezerwie.

Firmy liczą pieniądze. IT też tnie koszty

Przez lata IT było jak święta krowa – nietykalne, zawsze potrzebne, zawsze pod ochroną. Ale czasy się zmieniły. Inflacja, wojna, niepewność – to wszystko sprawia, że nawet giganci zaczęli zaciskać pasa.

Działy IT dostają polecenie „robić więcej za mniej”. Projekty, które nie generują natychmiastowej wartości – idą do kosza. Outsourcing? Coraz częściej jest przeliczany i zastępowany gotowymi narzędziami. Kto nie ma konkretnej propozycji wartości, ten wypada z gry.

Software house’y: za duże na małe, za małe na duże

Kiedyś software house był marzeniem każdego programisty – własna firma, własne biuro, własny zespół. Dziś wiele z nich balansuje na krawędzi płynności.

Dlaczego? Bo ten model po prostu przestaje działać:

  • Niskie marże,
  • Wysokie koszty stałe (ludzie, ZUS, leasingi),
  • Klienci, którzy nie płacą na czas (albo wcale),
  • I brak skalowalności – bo ile byś nie zatrudnił ludzi, nadal sprzedajesz czas, nie produkt.

To nie tylko kryzys finansowy. To kryzys modelu.

AI nie zabierze Ci pracy. Ona ją po prostu zrobi szybciej

Pamiętasz, jak się mówiło: „AI nie zastąpi programistów”? No więc… niezupełnie. Doświadczony dev z ChatGPT, Copilotem i garścią sprytnych narzędzi AI potrafi dziś ogarnąć projekt, który jeszcze niedawno wymagał zespołu 5–10 osób. Pisanie kodu, testy, dokumentacja, generowanie UI, migracje danych – to wszystko da się zautomatyzować, przynajmniej częściowo.

To nie jest „science fiction”. To się dzieje tu i teraz. I oznacza, że juniorzy są w coraz trudniejszym położeniu.

Junior? Dziękujemy, mamy AI

Tu jest pies pogrzebany. Bo skoro senior z AI ogarnia wszystko sam, to gdzie miejsce dla juniora? Jeszcze niedawno firmy brały mniej doświadczonych devów na tzw. „doklejenie” do zespołów – taniej, da się nauczyć, przynajmniej zrobią część roboty. Teraz… nie trzeba. AI zrobi to samo szybciej, bez urlopu, chorobowego i narzekania, że nie ma stand-upu.

Efekt? Fala bootcampowych absolwentów odbija się od ściany. Uczelnie wypuszczają kolejnych, a rynek pracy kurczy się, zamiast rosnąć.

To koniec? Nie – to reset

Nie chodzi o to, że IT się kończy. Po prostu zmienia się jego fundament. Rynek nie potrzebuje już setek juniorów i tysięcy copy-paste’ów z Stack Overflow. Potrzebuje ludzi, którzy rozumieją systemy, myślą strategicznie i potrafią współpracować z maszyną, nie ją naśladować.

Przetrwają ci, którzy:

  • Uczą się szybciej niż zmienia się technologia,
  • Myślą produktowo, nie projektowo,
  • Potrafią łączyć umiejętności techniczne z AI i biznesem.

A reszta? Cóż, może czas na przebranżowienie… z powrotem?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

POPULARNE