W świecie cyfrowego kapitalizmu, w którym aplikacje randkowe przejęły miłość, a media społecznościowe – naszą uwagę, OnlyFans stał się symbolem jednego z najbardziej nieoczywistych sukcesów dekady. A teraz… może zostać sprzedany. Wycena? Nawet 8 miliardów dolarów. Ale zanim przyjrzymy się potencjalnym kupcom, kontrowersjom i przyszłości tej platformy, warto zacząć od podstaw.

Czym w ogóle jest OnlyFans?

OnlyFans to platforma subskrypcyjna, która wystartowała w 2016 roku jako miejsce, gdzie twórcy mogą dzielić się ekskluzywnymi treściami ze swoimi fanami – za opłatą. Pomysł? Prosty. Influencerzy, artyści, trenerzy fitness czy kucharze mogą publikować materiały dostępne tylko dla płacących użytkowników. Jednak to nie fitnessowe plany treningowe zapewniły firmie miliardowe zyski. Prawdziwym motorem napędowym platformy okazały się… treści erotyczne.

Choć twórcy OnlyFans utrzymują, że serwis nie był projektowany z myślą o branży 18+, to rzeczywistość szybko zweryfikowała plany. Dziś OnlyFans kojarzy się przede wszystkim z seksualnością – bardziej lub mniej wyreżyserowaną – i ogromnymi pieniędzmi, które zarabiają twórcy (często twórczynie) publikujący takie treści.

Gdzie jest kasa, tam jest OnlyFans

Model biznesowy OnlyFans jest niemal genialny w swojej prostocie. Twórca ustala miesięczny koszt subskrypcji, np. 10 czy 20 dolarów, a platforma pobiera 20% prowizji. W czasach, gdy TikTok oferuje zasięgi, ale niekoniecznie pieniądze, a Instagram utrudnia monetyzację treści, OnlyFans zapewnił coś, co brzmi niemal jak utopia: bezpośrednie i przewidywalne źródło dochodu.

Według dostępnych danych, platforma ma obecnie ponad 220 milionów zarejestrowanych użytkowników i blisko 3 miliony twórców treści. W 2023 roku OnlyFans osiągnął przychody przekraczające 1 miliard dolarów, a zyski netto – ponad pół miliarda. Nic dziwnego, że jego właściciel – brytyjski przedsiębiorca Leonid Radvinsky – planuje sprzedaż w szczytowym momencie wyceny.

Sprzedajemy, bo… się opłaca?

Radvinsky poszukuje nabywcy na całą platformę, a cena wywoławcza wynosi – bagatela – 8 miliardów dolarów. Na rynku nie brakuje chętnych: wśród potencjalnych kupców wymienia się fundusze private equity oraz gigantów technologicznych, którzy mogliby chcieć przejąć kontrolę nad jednym z najbardziej dochodowych serwisów subskrypcyjnych świata.

Dlaczego właściciel chce sprzedać teraz? Powodów może być kilka. Po pierwsze – strategia klasyczna: sprzedajesz, gdy firma jest na szczycie. Po drugie – presja regulacyjna i rosnące kontrowersje wokół platformy mogą sprawić, że kolejne lata będą mniej „sexy” (dosłownie i w przenośni) dla inwestorów. Po trzecie – możliwe zmiany w modelu biznesowym i potencjalne odejście od treści 18+ mogą zachwiać rentownością platformy.

Kontrowersje, czyli druga twarz sukcesu

OnlyFans od początku balansuje na granicy społecznej akceptowalności. Z jednej strony – umożliwia kobietom (choć nie tylko!) niezależność finansową, kontrolę nad własnym wizerunkiem i monetyzację seksualności bez pośredników. Dla wielu twórców platforma okazała się alternatywą dla pracy w tradycyjnej branży porno, zapewniając im bezpieczeństwo i autonomię.

Z drugiej strony – rosnące wpływy i liczby użytkowników przyciągają uwagę regulatorów, organizacji antyeksploatacyjnych i… banków. W 2021 roku OnlyFans ogłosił, że zablokuje treści pornograficzne, tłumacząc decyzję naciskami ze strony instytucji finansowych. Po fali protestów użytkowników firma wycofała się z tego pomysłu, ale niesmak pozostał.

Dodatkowo, media co jakiś czas donoszą o przypadkach łamania regulaminu, podszywania się pod twórców czy wręcz przemytu treści nielegalnych. Chociaż firma wprowadziła liczne zabezpieczenia, m.in. weryfikację tożsamości i automatyczne narzędzia do monitorowania treści, to cień kontrowersji wciąż unosi się nad platformą.

Co dalej z OnlyFans?

Sprzedaż OnlyFans – jeśli dojdzie do skutku – może być początkiem nowego etapu. Wszystko zależy od tego, kto kupi platformę. Fundusz inwestycyjny? Może pójść drogą maksymalizacji zysku i dalszego rozwoju treści 18+. Gigant technologiczny? Może spróbować „ugrzecznić” wizerunek i skupić się na pozostałych kategoriach treści. Tylko czy to nie zabiłoby duszy platformy?

Na stole są różne scenariusze. OnlyFans może zostać „Netflixem erotyki”, rozwinąć się w stronę bardziej profesjonalnych produkcji, zatrudniać zespoły producenckie i inwestować w marketing. Może też zostać przejęty przez korporację, która odetnie odcięcie kontrowersyjnych treści jak nożem. Tak czy inaczej, dla wielu twórców oznaczać to będzie konieczność dostosowania się – lub poszukiwania alternatyw.

Społeczny eksperyment czy produkt epoki?

Nie da się ukryć – OnlyFans to zjawisko społeczne. Platforma wpisuje się w większe trendy: demokratyzację treści, rosnącą popularność ekonomii twórców, kryzys rynku pracy i redefinicję granic między prywatnością a autoprezentacją. Jest lustrem współczesnych wartości (albo ich braku – zależy kogo zapytać), ale też narzędziem, które milionom ludzi przyniosło realne pieniądze.

W pewnym sensie OnlyFans to produkt naszych czasów – pełnych sprzeczności, napięć i nieoczywistych decyzji moralnych. Sprzedaż platformy za 8 miliardów dolarów tylko potwierdza, że nawet w świecie pełnym kontrowersji jest miejsce na sukces – o ile potrafisz przekuć tabu w model biznesowy.

Podsumowanie

OnlyFans stoi na rozdrożu. Z jednej strony – niesamowity sukces finansowy i miliony lojalnych użytkowników. Z drugiej – kontrowersje, niepewność regulacyjna i zmieniające się oczekiwania społeczne. Sprzedaż platformy może być logicznym krokiem w historii cyfrowego giganta. Ale czy nowi właściciele zdołają utrzymać równowagę między wolnością twórców, presją inwestorów i wizerunkiem marki? Jedno jest pewne: OnlyFans to temat, który jeszcze długo będzie budził emocje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

POPULARNE