Jeszcze kilka miesięcy temu wielu Polaków nie wiedziało, czym jest Temu. Dziś platforma zalewa nasze media społecznościowe, wyskakuje w reklamach i kusi “super okazjami”. I rzeczywiście, dla wielu użytkowników to nowy ulubiony marketplace. Ale jak to zwykle bywa z szybkim sukcesem, za rogiem czają się kontrowersje. Tym razem Temu wpadło pod lupę UOKiK, a sprawa dotyczy jednej z najwrażliwszych kwestii: uczciwości promocji.

Temu to chińska platforma e-commerce należąca do grupy PDD Holdings – tej samej, która stoi za popularnym w Azji Pinduoduo. Serwis działa na zasadzie marketplace’u, czyli pośredniczy w sprzedaży między użytkownikami a sprzedawcami, najczęściej z Chin. Działa globalnie – w Europie, Stanach, Ameryce Południowej i Azji. I idzie jak burza.

W Polsce Temu zadebiutowało z przytupem, oferując produkty w bardzo atrakcyjnych (czasem wręcz podejrzanie niskich) cenach. I to z darmową dostawą. Do tego doszła agresywna kampania marketingowa – pełno influencerów, TikToków, kuponów i mechanizmów typu “poleć znajomemu”. Efekt?

Według danych z kwietnia 2025 roku, Temu miało już ponad 18,8 miliona użytkowników miesięcznie w Polsce – co oznacza, że przegoniło Allegro pod względem liczby użytkowników. Choć trzeba dodać, że pod kątem zaangażowania (czyli ile czasu spędzamy na platformie), Allegro wciąż trzyma palmę pierwszeństwa.

Ale liczby to jedno, a zaufanie i prawo – drugie.

Kontrowersje: promocje, które wprowadzają w błąd?

Temu od początku wzbudzało mieszane uczucia. Z jednej strony to raj dla łowców okazji. Z drugiej, pojawiają się pytania o jakość produktów, czas dostawy, realność promocji i… uczciwość.

Użytkownicy zaczęli zgłaszać, że coś z tymi promocjami jest nie tak. Ceny “przed” i “po” obniżce zdają się zmieniać jak w kalejdoskopie, a komunikaty o zniżkach wyglądają raczej jak mechanizmy psychologiczne mające przycisnąć klienta do szybkiej decyzji, niż rzetelna informacja handlowa.

To zainteresowało Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. I nie bez powodu.

Zarzuty UOKiK: złamanie zasad dyrektywy Omnibus

UOKiK oficjalnie zarzuca Temu prezentowanie cen promocyjnych w sposób niezgodny z prawem. Na czym polega problem?

Otóż zgodnie z obowiązującymi przepisami (dyrektywa Omnibus), każda promocja musi jasno wskazywać, jaka była najniższa cena danego produktu z ostatnich 30 dni. I to właśnie tej informacji – zdaniem UOKiK – często na Temu brakuje lub jest ona prezentowana w sposób wprowadzający w błąd.

Co więcej, w niektórych przypadkach – jak zauważył urząd – mimo że ceny zmieniały się w ciągu kilku dni, wskazywana “najniższa cena z 30 dni” nie była aktualizowana, co może sugerować manipulowanie tzw. punktem odniesienia.

To nie wszystko. Do UOKiK wpłynęło już dziewięć oficjalnych skarg od konsumentów, którzy zwracają uwagę na inne potencjalnie nieuczciwe praktyki, m.in.:

• wyświetlanie sztucznych liczników odmierzających czas do końca rzekomej promocji,
• używanie komunikatów typu “jeszcze tylko 2 sztuki”, które mogą nie mieć pokrycia w rzeczywistości,
• brak informacji o sprzedającym, co utrudnia dochodzenie swoich praw w razie problemów.

Jeśli zarzuty się potwierdzą, Temu może grozić kara finansowa, a nawet do 10% rocznego obrotu, co w przypadku tak dynamicznie rosnącej platformy może oznaczać naprawdę potężne kwoty.

Co dalej?

Sytuacja Temu to przykład tego, jak bardzo globalne platformy muszą liczyć się z lokalnym prawem i oczekiwaniami rynku. Polska nie jest tu wyjątkiem, podobne zarzuty wobec Temu pojawiały się już we Francji, Niemczech czy Hiszpanii.

Z punktu widzenia konsumenta to dobra okazja, by przypomnieć sobie, że nie wszystko złoto, co się świeci. “Promocja” nie zawsze oznacza realną zniżkę, a mechanizmy marketingowe bywają bardzo skuteczne w wywoływaniu poczucia pilności – często sztucznego.

Jeśli Temu chce na dłużej zagościć na polskim rynku, będzie musiało bardziej przejrzyście informować o cenach i zadbać o zgodność z europejskim prawem. Użytkownicy mogą wybaczyć wiele, ale nie lubią być robieni w balona.